Stary, niepotrzebny…

Z pamiętnika inspektora. Relacjonuje inspektor Adam.

„Bo ja to bym chciała uśpić psa. Byłam u weterynarza, ale 250 zł to strasznie drogo. Jak byście mi pomogli to ja w zamian wezmę od was ze schroniska szczeniaczka, i jeszcze wam karmę kupię, co? ” – taką ofertę telefoniczną dostaliśmy wczoraj po południu. Pies to york, ponoć został kupiony z hodowli, miał być młody, a tu raptem okazało się, że ma trzynaście lat! W dodatku na nodze pojawił mu się – znienacka! (sic!) – jakiś potężny guz, a na pyszczku wielka narośl – też nagle, oczywiście. Z rozmowy wynika, że pies jest po prostu „zepsuty” i nadaje się tylko do uśpienia. Nie, pani nie chce pomocy w diagnostyce czy leczeniu, chce psa wymienić na model młodszy i zdrowszy.
Kiedy pytamy panią wprost czy nie widzi problemu w tym, że nie stać jej na wydanie 250 zł, ale chce wziąć do domu szczeniaka (a to przecież koszty!) i jeszcze dorzucić karmę słyszymy, że pani w końcu ma dzieci i ma na co wydawać. Proponujemy, że państwo mogą odwieźć psa do schroniska i podpisać jego zrzeczenie, a my spróbujemy go leczyć. Nie! Pani nie chce podpisywać żadnego zrzeczenia! Pani chce tylko uśpić psa! Kiedy wreszcie proponujemy, że podjedziemy po psa – pani się rozłącza. I kontynuować rozmowy już się nie da – najpierw odbiera mężczyzna, który twierdzi, że nic nie wie (chyba nagły atak amnezji, bo jeszcze przed chwilą towarzyszył swojej partnerce w rozmowie), a potem już nikt nie odbiera telefonu.
Kilka godzin później wychodzę z pracy, gdy dobiega mnie głos naszej sąsiadki: „A co to za piesek biega u was pod biurem…?”
Idę z Panią na podworzec w stronę zewnętrznych schodów prowadzących na piętro do biura KTOZ.
Jest już po szóstej wieczorem, ciemno, zapalam więc zewnętrzne światło i widzę, że ktoś zamknął (zwykle otwartą) bramkę przy wejściu na schody. A z półpiętra spogląda na mnie – własnym oczom nie wierzę! – york w różowym ubranku z kapturkiem, z kitką na łepetynce. Z daleka widać, że to starowinka.
Okno życia? O tej porze? Przecież w biurze już od dawna nikogo nie ma, a na polu zimno, a na ścianie widnieje przecież kartka, że całodobowe okna życia znajdują się w zupełnie innym miejscu. Jeszcze przemknęła mi przez głowę nadzieja, że może jest tu też gdzieś właściciel. Ale…. pies stary, nie pachnie ładnie no i ta zamknięta bramka…
Nie ma nikogo.