Z Pamiętnika inspektora

Z cyklu „Z pamiętnika inspektora” – relacjonuje inspektor Krzysztof.
Kochajmy ptaki, tak brzmiał refren jednej z piosenek puszczanej w ramach audycji przyrodniczej w telewizji kilkanaście lat temu.
Pan, z którym mieliśmy przyjemność, chyba pokochał je za bardzo. Zaczęło się od zgłoszenia, które wpłynęło do naszego biura. Z treści tego zgłoszenia wynikało, że w jednej z podkrakowskich wsi, pewien pan wyłapuje i sprzedaje gatunki chronione oraz łapie ptaki drapieżne, a później je uśmierca. Jadąc na miejsce, mieliśmy pewność, że ta interwencja nie będzie krótka, jeśli przedstawiona w zgłoszeniu treść, okaże się prawdziwa. Czas jej trwania jednak, przeszedł nawet nasze najśmielsze wyobrażenia.
Po dotarciu pod wskazany adres, okazało się, że na terenie posesji nie było nikogo, jednak zaraz koło płotu, pewien pan oddawał się koszeniu trawy w najlepsze. Jako źli inspektorzy, postanowiliśmy tę czynność przerwać. Pan koszący okazał się panem, którego szukaliśmy. Od razu też dostrzegliśmy wolierę, z której dochodziły dziwne dźwięki, świadczące o przebywaniu w niej znacznej ilości ptaków. Po krótkiej rozmowie pan powiedział, że trzyma w niej kanarki. Dziwnie te kanarki śpiewały, tak jakoś swojsko, jakby znajomo. Wielbiciel ptaków nie miał żadnych obiekcji przed pokazaniem nam woliery z bliska. Wtedy okazało się, że kanarki są, ale całe dwa, reszta ferajny to czyże, szczygły, makolągwy, dzwońce. Wszystkie dziwnym trafem z rodziny łuszczakowatych i wszystkie to gatunki chronione. Plus kilka basztardów, czyli krzyżówek wyżej wymienionych gatunków z kanarkami. W takiej sytuacji, nie pozostało nam nic innego, jak tylko wezwać policję.
Pierwszy patrol, ku naszej uciesze pojawił się dość szybko, jednak to był dopiero początek, czego wtedy świadomi nie byliśmy, a aura uraczyła nas piękną majową ulewą. Pierwszy patrol wezwał dochodzeniowca oraz technika i biegłego sądowego w zakresie ornitologii. Szybko okazało się, że woliera to nie jedyne miejsce, gdzie znajdują się ptaki, kolejnym była mała komórka przy budynku gospodarczym, w której znajdowały się klatki. W klatkach tych przebywały mieszane pary i ich potomstwo. Mieszane, czyli kanarki oraz czyże i szczygły. Żeby tego było mało, po krótkich oględzinach w asyście policji, znaleźliśmy spory arsenał żywołapek na ptaki oraz inne zwierzęta. Przyrządy te zostały zabezpieczone przez policję, jako dowody w sprawie.
Najdłuższe było czekanie na biegłego, jednak nie był to czas zmarnowany.
Pan ptasiarz, nie zdający sobie chyba sprawy z powagi sytuacji, opowiadał jakie pary tworzą najlepsze potomstwo. Dzięki temu wiemy, że samce szczygłów są bardzo dobrymi ojcami. Człowiek ten tym procederem para się od przeszło 10 lat, stąd jego wiedza jest naprawdę rozległa. Swoje czyny motywował tym, że lubi jak mu ptaszki śpiewają. W końcu pojawił się biegły i interwencja nabrała tempa.
Po opróżnieniu woliery doliczyliśmy się 15 szczygłów i 20 czyży, do tego jedna makolągwa i jeden dzwoniec. Łącznie 37 ptaków chronionych. Po konsultacji z panem ptasiarzem, kiedy to ptaki zostały złapane, biegły sądowy w porozumieniu z Panią policjantką, podjęli decyzję o komisyjnym wypuszczeniu ptaków.
Tak oto dobiegła końca interwencja, która trwała raptem 6 godzin. Ot kolejny dzień z życia inspektora w KTOZ. Panu „hodowcy” zostaną postawione zarzuty za złamanie 3 aktów prawnych.
P.S w komentarzach filmik z uwolnienia ptaszków.