Z pamiętnika inspektora

Z cyklu „Z pamiętnika inspektora” – relacjonuje inspektor Adam.
Wszyscy się odwrócili, wszyscy umyli ręce… Dostaliśmy informację o bardzo wychudzonych psach na łańcuchach. Trzech albo nawet czterech, osoba zgłaszająca nie była pewna.
Już z drogi było widać, że zgłoszenie jest zasadne. Mimo odległości, w oczy rzucała się dysproporcja między wielkim psim łbem, a resztą wychudzonego ciała, a w blasku słońca na bokach zwierzęcia, widać było wyraźnie rysunek żeber.
Kiedy podeszliśmy do usytuowanych od tyłu drzwi wejściowych, zobaczyliśmy jeszcze dwa psy na łańcuchach – oba śmiało mogłyby służyć jako modele na lekcjach o budowie psiego szkieletu.
Pierwszy pies, ten od frontu, miał nieźle wyglądającą budę, odpowiednio długi łańcuch i nawet miskę z wodą. Psy z tyłu nie miały takich luksusów: jeden budy nie miał wcale, drugi z kolei miał coś, co może kiedyś budą było, ale dziś, z racji braku dwóch ścian, było czymś w rodzaju wiaty. I co, jakieś dwie godziny później, postanowiło symbolicznie podsumować sytuację. Pukamy, drzwi otwiera nam bardzo zdziwiona dziewczyna. Okazuje się, ze chude psy należą do jej brata, ale nasza wizyta bardzo ją zdumiewa – wszak zaledwie wczoraj była tu policja, straż miejska, ściągnięty przez policję lekarz i przedstawiciel gminy!
Policja – uznawszy, że nie zna się zwierzętach – wezwała lekarzy weterynarii. Lekarze udzielili asysty policji – stwierdzili jednoznacznie zły stan psów i uznali, że decyzje w kwestii losu zwierząt, podjęte zostaną przez prowadzącą postępowanie policję. Na miejscu był również pracownik Urzędu Gminy, prawdopodobnie w celu nadania sytuacji odpowiedniej urzędowej wagi; była też ponoć straż miejska, w bliżej nieustalonym celu. Co z tego wszystkiego wynikło….? Ano zalecono postawienie bud, udzielono wskazówek w kwestii żywienia psów, wystawiono jakiś mandat, za brak szczepień chyba.
Formalnie – profesjonalnie przeprowadzona akcja z udziałem wielu służb. Tylko dla zwierząt nie zmieniło się nic.
Naszą uwagę zwraca jeszcze jedna budopodobna konstrukcja z łańcuchem; pytamy więc o losy jej lokatora. Po krótkiej przepychance słownej, dziewczyna pokazuje nam swojego psa, młodziutkiego owczarka niemieckiego, który mieszka w domu, a na łańcuch bywa przypinany z rzadka. Pies dziewczyny wygląda świetnie, kontrast między nim, a psami z podwórka, jest uderzający. Dowiadujemy się jeszcze, że za wychudzenie psów jest odpowiedzialne… okoliczne schronisko (nie krakowskie), z którego jej brat nieświadomie adoptował niewysterylizowaną sukę (to ta bez budy), a dwa pozostałe zwierzaki to jej potomstwo. Dzwonimy do brata, który potwierdza to, co powiedziała nam siostra. informuje nas też, że po wczorajszej interwencji, nakazano mu poprawienie warunków bytowych zwierząt, ale terminu tej poprawy nie ustalono. Zapowiedziano mu też ponowną kontrolę, w bliżej nieustalonym czasie. W rozmowie uderza nas to, że – wyglądające jak szkielety – psy są, jak to ujął ich pan, RZEKOMO wychudzone.
Dzwonimy jeszcze do inspekcji weterynaryjnej – tak, miała miejsce taka interwencja, tak – udzielono asysty, tak – zwierzęta kachektyczne, właściciel został pouczony o właściwej diecie. Lekarka bardzo się cieszy, że i do nas to zgłoszenie dotarło bo – jej zdaniem – stan psów śmiało można zinterpretować jako zagrożenie życia i zdrowia; zwłaszcza, że właściciel przyznał, że ich dietę stanowi chleb i woda. Pytamy dlaczego zwierzęta pozostawiono u właściciela. Okazuje się, oni że nie mają uprawnień do odbioru, że postępowanie prowadziła policja, a obecny na miejscu urzędnik gminy, nie zadecydował o czasowym odbiorze.
Cóż, my nie możemy tych psów zostawić na tej posesji. Dzwonimy po policję i musimy się gęsto tłumaczyć, dlaczego psów nikt nie odebrał wcześniej. Po kolejnej przepychance słownej, w której tym razem dzielnie uczestniczy także matka właściciela uzyskujemy telefoniczną zgodę pana i władcy tych łańcuchowych szkieletów, na ich odbiór. Pan i władca oczekuje jednak, że to będzie koniec sprawy – ale tego nie jesteśmy w stanie, ani nawet nie chcemy, mu obiecać.
Kiedy zabieramy psy, matka właściciela szaleje – robi nam zdjęcia, żegna się widowiskowo z największym psem (który, nieszczęsny, już nigdy nie pójdzie na spacer z jej synem), obiecuje, że ona sprawy tak nie zostawi. W końcu dowiadujemy się, że psy pilnowały domu przed złodziejami i to pewnie złodzieje właśnie nas nasłali, żebyśmy zabrali psy i ułatwili im robotę… Wiadomo – zagłodzony pies jest bardziej awanturujący się i przez to – skuteczniejszy.
Jak to możliwe, że tym wychudzonym psom, trzymanym w beznadziejnych warunkach, bez żadnej opieki lekarskiej, nie pomogła żadna z instytucji, które były tam dzień wcześniej? Dlaczego nie zadziałały tam, jak należy: policja z Miechowa, Straż Miejska z Miechowa, PIW z Miechowa, Urząd Gminy i Miasta Miechów? W jakim stanie musiałyby być psy, żeby ktoś zdecydował się im pomóc? Czy psy przeżyłyby, gdyby zgłoszenie interwencji nie dotarło także do nas? System formalnie zadziałał, ale zabrakło najważniejszego – realnej pomocy zwierzętom.
Symboliczny epilog nastąpił niespodziewanie, gdy pakowaliśmy już zwierzaki do auta – budopodobna konstrukcja bez dwóch ścian, w której pomieszkiwała biszkoptowa suczka, złożyła się jak domek z kart….

Edit: Czarna suczka po raz kolejny została matką – na świecie pojawiła się trójka maluchów, a my cieszymy się, że urodziły się w schronisku, a nie na wysypanym trocinami betonie, w fatalnych warunkach, jakie zafundował ich matce właściciel.

Jeżeli chcecie wesprzeć nasze działania, zachęcamy do wpłat na konto Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami: 83 2030 0045 1110 0000 0390 3540
numer do wpłat zagranicznych: PPABPLPKXXX 83 2030 0045 1110 0000 0390 3540


EDIT: skontaktował się z nami dzisiaj Burmistrz Miechowa – wyraźnie zawiedziony postępowaniem podległych mu mu urzędników. Docelowo, dzięki inicjatywie Pana Burmistrza, będziemy mieli możliwość spotkania się z ludźmi odpowiedzialnymi za los zwierząt na terenie Miasta i Gminy Miechów i przeszkolenia ich w zakresie możliwości jakie daje odpowiednim służbom ustawa o ochronie zwierząt.