Z pamiętnika inspektora

Zgłoszenie – gołębie są uwięzione za siatką zabezpieczającą balkony w podworcu kamienicy przy ul. Kremerowskiej.
Jadę na miejsce i w towarzystwie osób zgłaszających wchodzimy na podworzec. Faktycznie – widzę nieszczęsnego zwierzaka w pułapce. ☹️
Widzę też, że ktoś, kto zakładał na balkony siatkę swoją robotę odwalił jak umiał, albo może – jak nie umiał, albo – co najbardziej prawdopodobne – jak mu się nie chciało: linka naciągająca jest za luźna, a odstępy między mocowaniami jej do muru są zbyt duże.
W efekcie między siatką a murem jest szczelina, przez którą gołąb jest w stanie bez problemu wejść, ale wyjść już nie może.
Ta teoria potwierdza się w chwili, kiedy na podworcu ląduje garść pszenicy – momentalnie zlatuje się całe stado głodomorów, a gołąb zza siatki wydostać się nie może, choć bardzo się stara.
Okazuje się zresztą, że gołębi uwięzionych w pułapce jest trójka!
Wchodzimy do kamienicy, ale okazuje się, że na balkony nie można się dostać się od środka, z klatki schodowej; wejścia na nie były bowiem zabite grubymi płytami wiórowymi.
Miałem pewność, że ptaki nie są w stanie same opuścić osiatkowanego więzienia, zadzwoniłem więc do administracji kamienicy. Przemiła pani poinformowała mnie, że problem jest im znany i że następnego dnia lub dzień później pojawi się pracownik, żeby gołębie uwolnić.
Powiedziałem, że uwięzienie gołębi trwa od kilku dni, uwolnić je trzeba więc dziś albo najpóźniej jutro.
Uprzejma pani powiedziała, że dzisiaj już nie ma możliwości, a co do jutra – poprosiła o telefon za kwadrans.
Mieliśmy wolne 15 minut – podjęliśmy więc próbę samodzielnego odchylenia linki – nie udało się, balkon był kilka metrów nad ziemią, a do dyspozycji mieliśmy tylko połączone ze sobą kije do podbieraków.
Po kwadransie zadzwoniłem ponownie do administracji, a miła pani przekazała słuchawkę „osobie znającej sprawę”.
Telefon przejął mężczyzna, któremu opisałem sytuację i poprosiłem o jak najszybszą pomoc ptakom, które są na balkonie uwięzione od kilku dni i same uwolnić się nie zdołają – czeka je wiec śmierć w męczarniach.
W tym momencie w tle usłyszeć się dał leciutki trzask – to przeskoczyła jakaś iskierka i mojemu rozmówcy włączyło się – jakże błyskotliwe – poczucie humoru: „Nie wiedzą jak wyjść? Niech im pan pokaże zielone światło”.
Cóż, może bym i podjął zabawę, skoro mogłaby skutkować nawiązaniem nici porozumienia z administracją, ale…. rzecz jednak dotyczyła żywych, od kilku dni uwiezionych na upale bez wody, istot. Im zapewne do śmiechu nie było, ergo: mnie również nie.
Niebacznie wyznałem więc, że żart mnie nie ubawił, i o niezwłoczne uwolnienie ptaków bardzo proszę.
Cóż, dowiedziałem się, że pan na podworcu rano był i ptaków na balkonie nie widział, tego niewidzenia ma zresztą świadków. Na moje słowa, że ja tu jestem i ptaki widzę usłyszałem, że: „ha ha, proszę pana – trzy osoby nie widziały, a pan widzi – ma pan trzy osoby przeciwko jednej, ha ha”.
No chyba jednak nas nie łączy wspólnota poczucia humoru, może ja zwyczajny ponurak jestem i nic mnie nie śmieszy, gdy widzę cierpiące zwierzęta….?
Cóż, siatka – zdaniem pana – zamontowana została prawidłowo…
Poprosiłem rozmówcę o podanie nazwiska, na co usłyszałem „moje nazwisku panu na nic” i… kolejny trzask – tym razem jednak nie był to skrzący się dowcip, tylko zwykły dźwięk rzucenia słuchawką.
Chcąc nie chcąc – wezwałem na miejsce najpierw Straż Miejską – funkcjonariusze stwierdzili, że gołębie są uwięzione, wysłuchali mojej relacji z rozmowy z administracją i zasugerowali wezwanie Straży Pożarnej.
Chłopaki ze Straży przyjechali szybciutko, jak zawsze – niezawodni i pomocni, chętni do ratowania każdego życia – i bosakiem odciągnęli linkę na której rozpięta była siatka stwarzając tym samym skrzydlatym osiołkom możliwość opuszczenia pułapki. Dziękujemy! ♥️♥️♥️