Z pamiętnika inspektora

Z pamiętnika inspektora Adama:

Wsie, wioski, wioseczki, osady i kolonie… Kojarzą się miło, sielsko i czarodziejsko – domeczki, ogródeczki, malownicze drogi i kapliczki, ptaków śpiew i dojrzewające na drzewach jabłka…

Niestety – bycie zwierzakiem w tych pięknych okolicznościach przyrody bywa doświadczeniem trudnymi, a często nawet tragicznym – w tych małych osadach mieszka niewiele ludzi, wszyscy się znają i rzadko ktokolwiek jest skłonny zwrócić sąsiadowi uwagę; zwłaszcza jeśli na jednej szali jest los TYLKO zwierzęcia, na drugiej zaś – najświętszy ze świętych polskich – Święty Spokój.

W tej wiosce mieszka jednak ktoś, kto Świętego Spokoju nie traktuje z czcią nabożną – i dostajemy zgłoszenie o psach bytujących w paskudnej piwnicy.

Jedziemy. Zabudowania, ogródek, drzewka, kwiatki, trawka, święta figura w kapliczce (nie, nie była to statua Świętego Spokoju). Podchodzimy.
Furtka nie jest zamknięta, dzwonka brak, wchodzimy więc na posesję.
Pukamy do drzwi, jednych, drugich – zero reakcji. Za to gdzieś z tyłu budynku, jakby z piwnicy dobiega nas szczekanie psów.
Nawołujemy jeszcze gromko z nadzieją, że może właściciel oddaje się jakimś pracom na zewnątrz. Zadziałało, na balkonie pojawia się chłopak, a kiedy wyjaśniamy mu powód naszej wizyty – przywołuje z wnętrza domu dziewczynę, która do nas schodzi.
Dowiadujemy się, że psy należą do jej matki, która jest w pracy, ale możemy do niej zadzwonić.
Dzwonimy więc i słyszymy, że owszem, pani jest właścicielką psów, których to szczekanie słyszymy, a zostały przymknięte w piwnicy, bowiem biegały po jezdni. Piwniczny areszt jednak wkrótce się skończy, pani bowiem właśnie znalazła dla nich świetne domy, w których właściwie powinny były być już od wczoraj, ale nijak je było wozić autobusem, więc jeszcze czekają na wygodniejszy transport.
Domy są dobre, pani wszystko sprawdziła, pieski będą miały super!

Prosimy jeszcze panią, żeby córka pokazała nam psiaki. Ok, córka je przyprowadzi. My jednak chcielibyśmy zobaczyć miejsce, w którym one mieszkają. Zdecydowana niechęć do pokazania nam psiego schronienia sprawia, że w głowach zaczyna nam dzwonić. Tu odpaliły się inspektorskie dzwonki alarmowe – ewolucyjne przystosowanie do naszej pracy, organizm inspektorski wytwarza je zazwyczaj już w pierwszym roku działalności.
Idziemy wiec za dziewczyną. Po chwili na podwórko wybiegają trzy szalone psiaki: kłusują jak zwariowane, podbiegają do dziewczyny, do chłopaka, do nas, gdyby mogły – pobiegłyby wszędzie naraz – ach, ta tęsknota za bilokacją, trilokacją, kwadrolokacją…. A my się przyglądamy.

Jeden psiak – szorstki włos, uroczy tyłozgryz. Drugi – powiewa radośnie futerkiem posklejanym w malownicze dredy, trzeci – sam nie wie jeszcze, jak chciałby się prezentować: do połowy sierść ma gładką, a od połowy – poskręcaną w dredy. Wszystkie łączy jedno: brygady pcheł, którym wyraźnie dieta na psach służy, a populacja rośnie w siłę i prezentuje swoją liczebność bez winy i wstydu.
Drapią się jak małpy, a chude są bardzo.

Zaglądamy do ich apartamentu i … tak, inspektorskie dzwonki nie odpaliły się bez powodu: w ciemnym, piwnicznym wnętrzu na klepisku gdzieniegdzie stoi woda (nie, nie taka w miskach do picia, taka w kałużach), w błocie nurzają się liczne śmieci, śmierdzi nieziemsko, warunki iście królewskie, urwał nać!
Nie dziwota, że właścicielka nie chciała, żebyśmy te luksusy zobaczyli na własne oczy!
Spoglądamy na siebie nawzajem – w tej piwnicy nikogo nie zostawimy!

Jeszcze raz dzwonimy do właścicielki psów i tłumaczymy jej, że warunki, które zastaliśmy są delikatnie rzecz ująwszy nie do przyjęcia i że psów tutaj z całą pewnością nie zostawimy. Pani znów opowiada o czekających już na psy dobrych domach – pytamy, czy te domy są tak samo dobre jak ten u niej…? Okazuje się, że psiaki mają 9 miesięcy, szczepione nie były, bo przecież takich młodziaków się nie szczepi, pani czytała, że takie rzeczy to dopiero, gdy skończą rok. Cóż, musimy panią uświadomić, że ta lektura ją okłamała.

Właścicielka zdecydowała się szybko zakończyć „to zamieszanie” i podpisać zrzeczenie na wszystkie trzy psy. Zgarniamy więc je i podjeżdżamy pod jej miejsce pracy żeby dopełnić formalności.
Psia trójca jedzie z nami do lecznicy – wszystkie są urocze, tylko wszystkie wymagają solidnego odpchlenia – jednego trzeba wygolić prawie całego na łyso, a drugiego do połowy.

Okazuje się, że to trzy wesołe, acz nieco niekrzesane na razie dziewczynki, które dostają imiona: Hermiona (to ta z tyłozgryzem przypominająca gryfonika), Luna (bo włoski ma kiepskie, zwłaszcza po wygoleniu prawie do zera i ogólnie jest anemiczna – pchły się na niej nieziemsko upasły) i Ginny (wybaczcie, nie pamiętam dlaczego).

Pannice w sumie już szukają domów – niniejszym otwieramy listę kolejkową. Duże nie będą, z całą pewnością za to będą (bo już są) przeuroczymi i wesołymi bestyjkami.
Sunie zamieszkały w psim hotelu na koszt KTOZ, a my wkrótce wrócimy do Was z informacjami o aktualnym stanie ich zdrowia.

Osoby zainteresowane adopcją prosimy o kontakt telefoniczny z naszym biurem pod numerem telefonu
12 421 26 85 lub 12 429 43 61