Z pamiętnika inspektora relacjonują Adam i Marzena

Czwartkowy ranek, pół świata już myśli o świętach, a my w pracy…
Telefon, interwencja, jedziemy.
Jedziemy na interwencję, a trafiamy na festiwal. Festiwal chamstwa, bezduszności i dziaderstwa. Momentami zastanawiamy się, gdzie jesteśmy, na jakim końcu świata wylądowaliśmy. Choć przecież z tymi ludźmi łączy nas język, wszyscy mówimy po polsku – oni mówią, my mówimy i… nie ma żadnej komunikacji.
A przecież to prawdopodobnie ktoś z tej okolicy zgłosił nam, że za sklepem popularnej sieci, na Kozłówku, sprzedaje się karpie w sposób, który od dawna nie powinien  mieć już racji bytu – że ryby są stłoczone tak, że się duszą,  że sprzedawca na oczach wszystkich tłucze karpia drewnianą pałką gdzie się da – po głowie, po tułowiu, w okolicach ogona.
I rzeczywiście tak się dzieje – trwa publiczna masakra zwierząt, które – niestety! –  nie skamlą, nie skowyczą ani nie wyją z bólu, ale ten ból i strach czują tak samo jak inne kręgowce.
Na miejsce wzywamy Policję.
Wskazujemy, co wygląda nie tak, jak powinno – koszmarnie stłoczone ryby w basenie, brak jakiegokolwiek napowietrzenia wody, zabijanie w niehumanitarny sposób na oczach wszystkich…
Przy nas jeszcze żywą rybę sprzedawca pakuje do reklamówki, którą przejmuje zachwycony klient.

Policjanci proszą sprzedawcę na bok, legitymują go i rozmawiają, a my próbujemy rozmawiać z ludźmi, dla których problemem jest tylko to, że przerwaliśmy sprzedaż. Jakiś mężczyzna każe koleżance udać się tam, gdzie według niego jest  miejsce każdej kobiety – do garów i do sprzątania. Ktoś inny jeszcze każe nam się zając pieskami i kotkami, bo kotki i pieski mamy na samochodzie, wiec nic nam do ryb.
Mamy się zająć tymi, których psy srają na ulicy.
Mamy wyłapać koty wolnożyjące, bo łażą i sikają.
Mamy odśnieżyć  dach sklepu, przy którym się znajdujemy, skoro nam się nudzi.
Jakaś pani pyta, czy jesteśmy wierzący, wszak świąteczny karp jest podstawą chrześcijaństwa.
Jakiś starszy pan dzwoni do kogoś i ostentacyjnie informuje, że świąt nie będzie, bo przyjechali „zieloni” i karpia zabraniają sprzedawać.
Jakaś dystyngowana starsza pani elegancko informuje koleżankę inspektorkę, że jest zwyczajną gówniarą.
Jesteśmy niszczycielami tradycji, bezbożnikami, mamy żółte papiery i nic do roboty.

Próbujemy tłumaczyć, że chcemy jedynie, żeby kultywowanie tej tradycji (jeśli już trzeba ją kultywować) odbywało się w sposób nieco mniej barbarzyński, żeby starać się zminimalizować cierpienie zwierząt, żeby w tym wszystkim było trochę mniej barbarzyństwa – ale to na nic, nasze argumenty giną w rzucanych w naszą stronę epitetach.
Atmosfera jest taka, że – gdyby nie obecność Policji – chyba mogłoby dojść do rękoczynów.
Policja jasno stwierdza, że dalsza sprzedaż w ten sposób nie wchodzi w grę.

Święta, tradycja – nie muszą być  okupione męką zwierząt.

„W naturalnych warunkach karpie mogą przeżyć nawet 45 lat. Posiadają szerokie pole widzenia i mogą widzieć również ponad powierzchnią. Mają doskonały zmysł słuchu i reagują na każdą, nawet subtelną wibrację, dzięki czemu mogą na czas wyczuć niebezpieczeństwo. Mogą posmakować pokarm bez wkładania go do ust dzięki kubkom smakowym znajdującym się na ich ciele. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak smakuje krew nasza oraz naszego towarzysza, gdy jesteśmy na wpół uduszeni w przepełnionym zbiorniku.” Profesor Andrzej Elżanowski