Z pamiętnika inspektora… relacjonuje Adam

Kierowca pierwszego samochodu nawet nie próbował hamować. Uderzone z impetem małe, trójkolorowe ciałko przeleciało w powietrzu na przeciwny pas ruchu, wprost pod koła kolejnego auta. Szczęśliwie – za kierownicą tego drugiego pojazdu siedziała osoba, której nie zabrakło ani serca ani refleksu – zdołała się zatrzymać. Kierowca pierwszego auta też się zresztą ostatecznie zatrzymał, żeby obejrzeć swój biedny zderzak, który wszak mógł potrzebował pomocy; zadał też pani kierującej drugim autem pytanie rozwiewające ewentualne wątpliwości (gdyby ktoś takowe miał) na temat swojego człowieczeństwa: „No i po co się pani zatrzymuje…?” O panu przestępcy już zapomnijmy; zdecydowanie – w moim świecie wolę zwrócić uwagę na panią, która zatrzymała się z piskiem opon by kota ratować.

Kot tymczasem, napędzany adrenaliną, zniknął w leśnych krzaczorach; pani próbowała go szukać, ale uznała, że sama sobie z jego złapaniem nie poradzi, a kot bez pomocy może godzinami zaszyty w ciemnej dziurze konać w cierpieniu – zadzwoniła więc po nas. Ponieważ cała rzecz działa się w sporej odległości od naszego biura i w porze natężonego ruchu na drogach, na miejsce udało mi się dotrzeć ponad godzinę później.

Pani czekała i razem wkroczyliśmy w tropikalny tego popołudnia las. Szedłem zboczem, pani zaś – ścieżką, i to pani właśnie wypatrzyła kicię w niewielkim zagłębieniu pod drzewem. Miejsce takie, że nie dało się kici spacyfikować podbierakiem, zwierzątko zaś obolałe, ale czujne – mimo obrażeń uciekła pod parkanem na czyjąś posesję. Rozdzieliliśmy się więc – pani z jednym podbierakiem udała się na tę posesję, ja zaś – blokowałem kotu ewentualny odwrót do lasu. Ekipa ratownicza została wzmocniona, pani bowiem po drodze zmobilizowała do pomocy jeszcze jedną osobę – i to ten właśnie, świeżo zmobilizowany łowca powypadkowych kiciorów, zdołał przymknąć podbierakiem naszego połamańca! Mnie pozostało już tylko dotarcie na posesję, zapakowanie spacyfikowanej kocykiem kici do transportera i odwiezienie jej na sygnale do schroniskowej lecznicy. Kotce w schronisku nadano numer 229/08/22 – wiecie, co to oznacza…? Że w sierpniu ma Rybną trafiło 229 kotów. Piszę wieczorem, parę godzin po zdarzeniu, więc ta liczba pewnie jest już większa 

Kotka ma złamaną kość udową, to skomplikowane złamanie z przemieszczeniami i odłamami. Została opatrzona, dostała też odpowiednie środki przeciwbólowe i przeciwzapalne, dzisiaj będzie diagnozowana dalej. Nie jest dzika, jest domowym kotem – może ktoś jej szuka?

A ja bardzo bardzo dziękuję Pani Zgłaszającej – tej z sercem, refleksem i bystrymi oczami (wcale nie tak łatwo wypatrzeć w lesie schowanego kota!) – za to, że się zatrzymała, zadzwoniła do nas, że aktywnie uczestniczyła w szukaniu i łapaniu kotki, bardzo też dziękuję tajemniczemu, znienacka zwerbowanemu panu, który przecudnie i z godną podziwu zręcznością złapał kotkę podbierakiem i pomógł ją zapakować do przenoski.

A zło tego świata dostało kopa w zadek. I dobrze mu tak.