Zapiski z Floriańskiej

***

Oto naprawdę wzruszająca i bardzo przekonująca opowieść o pomocy istocie najbezbronniejszej … głodnej, sponiewieranej i skazanej  na powolną  śmierć.Nie  przez jakieś szczególne okrucieństwo, ale przez  PRZYZWYCZAJENIE  do widoku chorych niczyich kociąt wałęsających się centymetry od  LUDZKICH OCZU I DRZWI. Apelujemy opiekę nad  porzuconymi kociętami. Ale nie poprzez żądanie usunięcia ich do schroniska. APELUJEMY O DOMY TYMCZASOWE – tylko w taki sposób maluchy mają największe szanse na przeżycie. Datki na sterylizację są natomiast bezcenne. Tak jak decyzja, by uratować choć jedno maleńkie życie. Wraz z ta historią dedykujemy po raz kolejny te piękna myśl

 OBCUJĄC Z KOTEM CZŁOWIEK  RYZYKUJE TYLKO TO, ŻE STANIE SIĘ WEWNĘTRZNIE BOGATSZY … 

***

Weranda Pani Marty, czyli bardzo potrzebna opowieść ...

Floriańska 53. Trzy pomieszczenia. W każdym dzwonią telefony. Głodzi, bije, rozmnaża… Bez względu jakich słów używają osoby po drugiej stronie słuchawki wiemy, że los zwierząt, o jakich mówią to cierpienie, często trwające latami. Na jakie nikt wokół nie zwraca uwagi. Wielu ludzi dzwoni, bo jest w takim miejscu przejazdem. Wiemy, co myśli każdy widzący krzywdzone zwierzęta. Myśli, że wystarczy zadzwonić. Tylko zadzwonić. Najtrudniejsze w naszych działaniach jest to, iż większość interweniujących ma pewność, że jeden telefon pokona każde zło. Zmieni los każdego zagłodzonego, katowanego, skazanego na bolesną wegetację przy złym człowieku zwierzaka. Sądzi, że my to zmienimy. NIE zmienimy. W kraju, gdzie okrucieństwo jest powszechnie postrzegane jako sprawa << KOGOŚ INNEGO >>. Organizacje ratujące ofiary ludzkiego okrucieństwa otrzymują 90 % zgłoszeń i 10 % szans. Apelują o datki, kwestują dzieląc każdy grosz na czworo. Natychmiast płynie … Kolejny telefon. Kolejna interwencja. Starsi rodzice, syn pijący na okrągło i 11 szczeniaków od rodzącej non -stop przybłąkanej suczki husky. Albo trzy zagłodzone starsze szkielety przy budzie z kawałków blachy i błota. Chore, z sierścią jak jedna zaropiała rana. I gospodarz agresywnie pokrzykujący na inspektorów, by się wynosili z jego posesji ponieważ są nienormalni. Jego psom – nic się przecież nie dzieje !!! Organizacje ponoszą odpowiedzialność za wszystkich. A są równie bezsilne jak niewielu, którzy reagują. Możemy jedynie prosić katów o łaskę dobrowolnego oddania jego własności. Przewieźć do pełnego nieszczęścia schroniska. Możemy bardzo cierpiące lub mające potencjalnie dużą perspektywę adopcji przewieźć do hoteliku. Uratować. Czyli, nazajutrz zacząć naszą szlachetną żebraninę o pieniądze. Od początku. Na te szczeniaki. Na pobitego psa bez oka, na umierające kocięta zabrane z miejsca, gdzie dozorca zasypał piwnice chlorem zabijając karmiąca kotkę …
Dedykujemy tę historię WSZYSTKIM, KTÓRZY NIE ZADZWONILI do nas. I posłuchali GŁOSU SERCA. ZWIERZĘTA, które czeka tylko powolna śmierć czasem doczekają ocalenia. W ludzkim sercu. Telefon nie jest nim. NIGDY.
FLORIAŃSKA 53. Zwyczajnie. Jak co dzień. Telefony już terkoczą. Wszystkie równocześnie. Kolejna osoba przyszła wpisać psa do bazy danych.
– Dzień dobry. Tu rejestruje się psy?
– Był chipowany, sterylizowany? Rutynowe pytania koleżanki zaczynają procedurę.
– Nie, nie zdążyłam – odpowiada Pani Marta. – Kilka dni temu uratowałam. Przybłąkał się. Przygarnęłam. Z perypetiami, ale się udało!
Pytamy – gdzie? – Poniewierał się przy lesie – relacjonuje delikatna postać kobiety. – Cztery nieszczęścia ! Brudny, głodny, przerażony, ale szukał pomocy. Jej głos też delikatny, ale zdominowany przez radosną satysfakcję. Od razu ta radość nam się udziela.
Wokół piękno natury. Kilka metrów dalej, w środku raju wyrzucony pies. Odpad nie do segregacji. Oddychający śmieć. Wyeliminowany daleko poza dom. Ze śmietnika, by wrócił. Psy porzucone na odludziu wymazuje się z pamięci. Nie patrzy im w oczy. Zostają sam na sam. Ze swoim losem, który jest przesądzony. Gdyby nie weranda Pani Marty.
Weranda – granica bezkarnego okrucieństwa. Tchórzliwej okrutnej władzy człowieka nad bezbronnym życiem psa. Opowieść jest optymistyczna. Mimo to serce ściska jedna myśl.
– Gdyby nie ona? Ile czasu umierałby ten samotny pies? Pośród łagodnej harmonii natury jaka została nam dana w opiekę? Drzewa i niebo radzą sobie same. To małe życie porzuconego psa jest pytaniem zadawanym wciąż na nowo.
Gdyby psy miały więcej praw, gdyby świat był sprawiedliwy … Każdy ocalony pies pisałby historię o swym człowieku. Nie będzie tak nigdy. Choć tacy ludzie na to zasługują. Nie będzie tak, bowiem te zadręczone i zdradzone też powiedziałyby kim potrafi być istota uznana za doskonałą. Jak fałszywa wielkość przypisana jest człowiekowi… Jak jego okrucieństwo nie doczeka się na ziemi zadośćuczynienia i prawdy…
Uratowała własnymi rękami. Nigdzie nie dzwoniła. To była JEJ sprawa. Chwała wielka każdemu, kto zrobi to dla świata. Zawiezienie do schronisk, w których setkom innych pękają serca za kratami nie jest zwyciężaniem zła. Nie zawsze jest wykonalne – jednak, jeśli ten jeden raz naprawisz winy
okrutników, bestialców zmienisz świat. Nie tylko ratując jedno niewinne życie ! Ratujesz rozdartych ratowników, którzy nie wytrzymują czasem patrzących oczu ofiar. Tego spojrzenia psich oczu pogodzonego z bólem, ranami wycieńczeniem, ale pytających – za co ? Dlaczego mnie tak kopał? Dlaczego wygnał z sieni na ten mróz ? Dlaczego wrzucił do rzeki ze związanymi łapami?
Dziękujemy Pani Marto. Floki! zagubiłeś się w wyjątkowym miejscu! Tam, gdzie piękno przyrody jest równe pięknemu ludzkiemu sercu !
 Podzieliła się  Pani tą historią z innymi. Nas nie może zabraknąć…

***

NIEZAPOMNIANA PANI Z KLEPARZA

Na Kleparzu jest styl. Wdzięk. I wyjątkowość. Miejsca i osób, jakie co dzień tu przychodzą. I tych, które są po raz pierwszy. W przestrzeni tak bliskiej ludziom jak to. Przecież to nie pietruszka jest najważniejsza. Bliskość, przyciąga. Klimat powitań, słynnych seriali pt. Co u ciebie słychać … magiczny. Nic dziwnego, iż pośród takich ludzi wolontariusz z puszką KTOZ też jest objęty dobrodziejstwem pozytywnego kręgu. Każdemu grosikowi towarzyszyły słowa. Dobre słowa. Czasem radosne, czasem z trudem pokonujące łzy. Dedykowane zwierzętom. Na Kleparzu nie są tematem gorszej kategorii jak nieomal wszędzie. To zaszczyt być dla nich zauważalnym. Starsza Pani szła powoli. Suknia w pastelowe kwiaty, kapelusz i laska. Nawet ostrożny marsz sprawiał jej spory kłopot. Za to twarz … piękna. Pogodny skupiony spokój. Zatrzymała się natychmiast. Bardzo powoli wyjmowała banknoty. Właściwie chciała iść dalej. Jednak, gdzieś w środku, bardzo głęboko, słowa czekały długo, by je komuś powiedzieć. – Tak mi żal tych wszystkich zwierząt. Nie wezmę już żadnego do domu. Jestem bardzo stara… Nie słuchała zaprzeczeń. Odpłynęła przez chwilę do wspomnień. Musiało tak być. – My, z mężem -zaczęła mówić, starannie przesuwając słowa jak kadry niemego filmu. – Zabraliśmy, dogorywającą z głodu szczeniaczynę. Leżała przy budzie, obok suczki. Rozpacz. Tak na wsiach traktują te swoje psy! Nie mogliśmy patrzeć. Przyjechała z nami do Krakowa. Jakże ona nas kochała. Taka była mądra. Wszystko rozumiała… A mój mąż tak się z nią związał, że tego wprost nie można wyrazić. Czekała, aż wróci z pracy i wylegiwali się razem na sofie. TO przyjaciel najwierniejszy. Nikt tak nie potrafi kochać. Wzięła oddech, jej głos zmienił się w ciepły, smutny ton, trzymający na uwięzi emocje. Nie mogły się nagle wydostać. Należały tylko do niej. – Dwa lata temu, mąż źle się poczuł. Zawiozłam go do szpitala. Po dwóch dniach już nie żył. Ten pies cierpiał tak jak ja. Żona musi się z losem pogodzić. W końcu przestałam płakać. A ona … zaczęła chorować. Marnieć w oczach. Byłam u wielu lekarzy, żeby mi powiedzieli jak jej pomóc. – Pani na pewno słyszała, był taki najlepszy doktor w Krakowie … Do domu wzywałam. Wszystkiego próbował. Tęskniła na śmierć. Tak jej męża brakowało. Umarła mi. Pamiętam, że miałam gniew do doktora, że jej nie uratował. Nigdy nie przyszłoby mi to do głowy, jeśli normalną śmierć by miała. Powiedziałam : proszę kroić. Ja muszę wiedzieć co jej było. Siedziałam w jednym pokoju a lekarz robił badanie w drugim. Nie mogłam się uspokoić. Skończyło się tak, że lekarz mnie tam zawołał. Naocznie wolał mnie przekonać. Czuł, iż nie uwierzę. Nic nie potrafił zdziałać, bo wszystko miała zdrowe. Pokazywał. Zdrowy pies. Tylko serce miała w strzępach. Tak w niej kołatało z rozpaczy. Sama zostałam. Pusto, ale psa nie wezmę…Chociaż ten grosz niech dla nich będzie. Za wierność. Stukając laską odchodziła, mimo gwaru targowiska, bardziej do tamtych wspomnień niż do kramiku, gdzie często kupowali razem pachnący chleb.

***

LIST DO AGRAFKI I MOBIEGO

To nieprawda, że już was nie pamiętamy. Nowe wiadomości nie zmieniają uczuć. Jesteście ważne i nie zostawimy was samych. Smutno być niepotrzebnym. Jeżeli się jest to trzeba tylko trochę poczekać… Jeszcze trochę. Jest taki kąt. Jest taki człowiek. Przyjdzie. Wyciągnie do was dłoń, dotknie sierści i powie : teraz będziesz mój. Bo w sercu takiego człowieka jest przysięga, by nie pozwalać na zło. I choć świat takich ludzi nie słucha i wcale się nie chce zmieniać… ich to nic nie obchodzi. Oni zmieniają. Maleńkie smutki w futerku. Dając im schronienie i nowy dzień. Całkiem nowy i nieznany. Dzień, w jakim nikt nie będzie patrzył na miskę odwróconą dnem do góry od tygodnia, na łańcuch przy twojej budzie, który dławi, na to, żeś stary i roztrzęsiony, znieruchomiały z rozpaczy w schronisku – w którym nie potrafisz być. Agrafka patrzy lękliwie. Wiejski rekwizyt. Bez prawa do miłosierdzia i jedzenia innego niż spleśniały chleb. Rodzić szczeniaki na zmarnowanie, bo u sąsiadów też się szczenią na potęgę, że nie nadążają topić…I, umierać niezauważalnie przez dzień albo dwa. Wiejska sunia . Z tobą tak nie będzie. Mobi, z tobą też. Leżąc wtedy w tamtym rowie, cała w błocie tak jak to twoje życie, mogłaś rozumieć, że ludzie są silni i nikczemni. Poczekajcie z Mobim jeszcze chwilę. Bez lęku. Nie jesteśmy nikczemni. Ten człowiek jeszcze nie wie, że was ocali. Jak zobaczy, rozejrzy się i stwierdzi, że tu – pod stołem albo tam, w przedpokoju, jest akurat miejsce na wasz kocyk. Parasolki nie muszą być w tym miejscu najważniejsze. Zresztą, cóż za dylemat ? Czy parasol i domowe kapcie przyjdą i, tuląc się do kolan, powiedzą – wiesz, że jak byś miał jakieś kłopoty to ja zawsze jestem przy Tobie ? Mała bialutka AGRAFKO nie bój się już niczego. Szepnij staremu MOBIEMU, żeby też się NIE BAŁ. Zobaczysz jak człowiek jest dobry. Ani nie próbuj biadolić, że jesteś wiejski kundel. Pamiętaj i czekaj.
„ JEST TYLKO JEDEN NAJPIĘKNIEJSZY PIES NA ŚWIECIE. I KAŻDY GO MA” rozumiesz ?

***

MAKSIU ! PRZYJDŹ POD DŻOKA...

Schronisko. Przystanek krzywdy. Na chwilę, dla nielicznych. Na zawsze, dla wielu wzgardzonych. Niczyich. Niepotrzebnych. Między bólem, a nadzieją- dla wybranych. Ten ból patrzy codziennie tak samo- zza krat, bez skargi… Gdy przechodzisz, wyciąga łapę w twoją stronę. Nigdy nie wiesz : zatrzymać się i przytulić ją w dłoni chociaż na chwilę, czy wytrzymać ściśnięte gardło, by iść do kolejnych. Jeśli wytrzymasz … zmieni cię to bardzo. Będziesz zadowolony, że pokonałeś siebie. Albo, roztrzaskany wybiegniesz rozumiejąc, że to był wielki błąd – poznać, jaki świat jest naprawdę. Taki nie może być ….. Ale jest. Jeżeli to zrozumiesz, na moment zabraknie ci powietrza. Twoje serce stanie w miejscu, bo jesteś jego cząstką. Wrócisz do domu . I, tak je tu zostawisz. Zostawisz, nie dając rady przyjść JESZCZE RAZ na wysypisko NIEPOTRZEBNYCH. Rzeczy nie czują.- A one ? Można zmiażdżyć, spalić gałgany, połamany plastik i nawet starego misia bez oka. Te wszystkie zwierzęta, które na twój widok oddawały ci duszę, są jeszcze bardziej odpadem. Nie można go posprzątać. Można go zabić. Tylko wtedy go nie będzie. Uwięzienie w boksach tej ich niepotrzebnej miłości do ludzi czym różni się od uśmiercania ? Obojętnością. Miłość… pragnie jej kto oddycha. Jednak, one mają beznadziejnie trwać. Gdyby to robiły – nikt ze schroniska by nie wybiegał, próbując myśleć tylko o jednym – zapomnieć !!!!!!!!!!!! One nie trwają. Każdego dnia przebaczają ci każde zło i patrzą tak, gdy przechodzisz, jak gdybyś był świetlistym znakiem. Dobra. Ocalenia i końca tej tortury. NIE JESTEŚ .Choćbyś nawet chciał.
Przebaczenie zwierząt jest święte. Niczym na nie nie zasługujemy. Dlatego, wielu trzyma się z daleka od wysypisk, które tak na ciebie patrzyły . Oczu zapomnieć nie można. Boli. Tego dnia nie można też zasnąć. To tylko bezimienne psy, więc dlaczego spadasz do wnętrza ziemi dławiąc się żalem ? I krzyk w sobie słyszysz… bo nic nie zmienisz. Jeśli jednak widziałeś te oczy, wiesz dokładnie dlaczego tak boli. Zamieniły cię w jednego z nich. Czujesz jak to jest tam w środku być. Za kratami. Za miastem. Za tym, co było i będzie. Jesteś bezbronny jak one. Płaczesz i krzyczysz. Długo tak nie przetrwasz. One trwają. I, już tam nie pójdziesz. Nie tylko ty. Były i będą takie psy, co odmówiły życia. Złamały się i przestały istnieć. Nie pomieściły w futerku tej rozpaczy, jaką ty przeżywasz tylko jedną chwilę. Umarły na nieistniejącą chorobę – człowiek. Ty, nie umiesz tak istnieć jednego dnia. Im, każesz istnieć. Za winy jakich nie popełniły. Nie potrzebujesz. Niczego od nich. Żadnego daru, jakim są od pazurka aż po nos.
Gdy woda zalewała schronisko ludzie byli tacy piękni. Rzucili się na pomoc. Jeden przez drugiego. Z zapałem. Radośnie i żarliwie. Przyjechał po jednego -wyjechał z trzema, i staruszkiem na dokładkę, bo się bał, że nikt go nie zabierze. PUSTE boksy pełne łagodnej ciszy. Z tą wodą odpłynęło cierpienie. My i one. Wspólny świat. Bezpieczny. Nie było zła. Tak wiele psich gałganów, z wysypiska niekochanych ,już tu nie wróciło. Nagła obecność w domu musiała tyle zmienić, że nie oddali ,zachwyceni dobrodziejstwem takiej zmiany. Kot i pies to nie makulatura… Gorzej niż taki brudny pomięty pakunek niektórzy wloką tu swoje wierne psy, zostawiają u drzwi schroniska swoje koty… Makulatura nikogo nie wita, nie kocha, nie liże po rękach, ma wartość. One żadnej. Bez katastrofy na takie istnienie po nic… nie ma czasu. Kilka psów wiezionych do beznadziei w kratach z powrotem przeczuło. Napis – Schronisko DLA BEZDOMNYCH Zwierząt – potem w lewo, rzędy klatek. Już nie chciały… Malutkie serce pęka szybko. Widziały jak czasem ktoś przyszedł, jak przykucnął przy wyciągniętej łapie i schował twarz w ramiona .Przy tym naprzeciwko, przy tym na końcu, nawet przy takim, co był niewidomy. Ale,wciąż nie przy nich.
To się chyba nazywało adopcja ? MAKSIU był sierotą wytrwałą. Otoczony wianuszkiem wolontariuszy, kochany przez pracowników. Wszystkim leżał na sercu. Jeszcze bardziej, gdy mijały lata. Cztery pory roku bezdomnego psa. Jedna z wolontariuszek kochała go bardziej, i tak nie pomagało. Maksa nikt nie chciał. Zostawał pokornie w swoim więzieniu. Po spacerach, przytulaniu, obietnicy, że ktoś go stąd zabierze. Nie mógł. Nie zabrał. Musiał zatrzasnąć w kratach do następnej soboty. Maks był niezłomny. Czekał. Czas go zmieniał. Wykrzywiał stawy. Portret tego psa był w wielu szkołach, na ulotkach, wędrował w tłumie. Nic. Kolejnej jesieni, 2012, można było tylko się poddać. Kto ukocha starzejącego się psa, z bolącymi łapami? Leki i obowiązek. Dziewięć lat w schronisku. Tulili go mocniej i częściej, ale to nie dom. Maksiu był sobą. Zawsze. Ponad czas i ulatujące z niego zdrowie. Nawet, gdy jego „osobista”wolontariuszka przestała przychodzić… Był. Smutkiem nas wszystkich, zdających sobie sprawę, że nie doczeka… domu. Późną jesienią ktoś wymyślił, że zrobi Maksowi getry, ocieplające coraz słabsze łapy. To na pewno była środa. Jedna z niezliczonych, gdy próbowaliśmy pomóc temu psu. W sobotę, na spacerze, założymy, chociaż cieplej mu będzie. W czwartek telefon. Późny wieczór. Nic już się nie zdarzy. – Wiesz, że Maksiu już w DOMUUUUUU ? Słodka fala dociera do serca. – Kto po niego przyszedł ? Jeśli wolontariuszka kocha psa ze schroniska, tuli go i powtarza :BĘDZIE DOBRZE … to nie oszukuje. Nie składa broni. Psie oczy wierzą w to, co mówimy. Tak jak on. Miała własne sprawy, została mamą. Czy ważne, że trochę czasu minęło ? Ważne, że znowu ją zobaczył. Powąchał. I na pewno był trochę zaskoczony, że nie robią kółeczka wokół schroniska. Ufał jej zawsze, więc,nie miał nic przeciwko temu, by tym razem poszli prosto. Korytarzem. Zamykając drzwi, przez jakie tu wszedł ponad dziewięć lat temu. Jeśli ma się dom można wreszcie porządnie obwąchać trawnik, drzewko przy wejściu i szczęście. Takie największe. Gdy wraca się do swojego domu.

***

KAŻDY.... NA POCZĄTKU JEST MAŁY ...

Każdy, kto bestialsko krzywdzi kiedyś był dzieckiem. Patrzył na dorosłych. Na przemoc i niegodziwość silnego, zadającego cierpienie. Dzieci nie tylko patrzą. W naturalnym odruchu czują protest, ale okalecza je na trwałe nęcąca, okrutna przygoda.. Mieć władzę. Zobaczyć jak to jest. Mieć słabsze bezbronne zwierzę do dyspozycji. Dziecięce bestialstwo istnieje. Mimo, udawania, że to niemożliwe. Naśladują . W szkole są … zwierzątka… Pogłaskać. Wywiązać kokardkę. Znudzić się szybko. Wywiesić parę yorków i radosnych szczeniaków na plakacie o światowym Dniu Zwierząt. Znana akcja zbiórki karmy w grudniu jest pięknym gestem pomocy. Mali ludzie rozumieją, że to dla schroniska. Mówi się wtedy wiele szlachetnych słów. Słowa nie uczą!!!! SCHRONISKO to pozytywny konkret- w grudniu. Resztę roku – dziecko chce świnkę morską, bo w klasie wszyscy mają. Rodzice kupują. W dobrej wierze, by uczyć odpowiedzialności. Potem szynszyla, legwana, CO TAM DZIECKO CHCE… Żółwia też, oczywiście. Niech dogorywa w kącie pokoju. Inne dzieci mają – moje też nie gorsze. Kupujemy. Bez zobowiązań. Przestając się upierać, rezygnując z ciągłej walki z małolatem, by dawał mu jeść. Szanował. To nie działa. Wąż też musi być. Zachcianka, pusta i zła. Kaprys egoisty, by tym zaimponować. A SCHRONISKA PĘKAJĄ. Psa trzeba przecież wyprowadzać. Czyli… wąż jest najlepszym przyjacielem ZAMIAST w lesie, albo na pustyni jest w ciasnym terrarium. Zużyje się. Do kosza. Poszukamy innych atrakcji. A schroniska pękają… Zwierzęta to dziś przejściowy gadżet. Skąd okrucieństwo? Z nas ! Handel to okrucieństwo. Pieniądz to okrucieństwo. Ludzie kupują zwierzątka. Są ich pełne sklepy. Dzieci lubią zwierzątka. Bardzo. Jeden dzień. Nazajutrz, mają ciekawsze zajęcia. I gry w komputerze. Każdy duży kat najpierw był dzieckiem. – Skąd okrucieństwo ? Z nas ! Żądamy kar za znęcanie. Żądamy więzienia. Tam się sadysta przemieni ? Tam się nauczy empatii ? Odpowiedzialni rodzice wychowują odpowiedzialne dzieci pięknym przykładem. Zamiast kupowania. Kolejnych zachcianek. Zamiast, makabrycznego zrównania psów z wężami jako towarzyszami na dobre i złe. Dzieci naśladują. Humanizmu się nie kupuje. Można go przekazać i wpajać w małych ludzi wyłącznie własnymi CZYNAMI.

***

Kotka z kopalni

Umierała sama. Wycieńczona. Głodny los nie chciał się odmienić. Tak jak bezdomność. Nikt nie znał, ani jej imienia, ani samotności. I  zła  jakie zaprowadziło ją do kopalni. Pod ziemię. Jeśli jest się kotem, tak od razu umrzeć się nie da. Ale czarne, wrogie, węglowe ściany jak wielkie łapy, przesłaniające promienie światła, nie pozwoliły jej także żyć. Wokół ciepłego jeszcze brzucha mamy przepychały się kocięta. Cztery. Karmiła je resztkami sił i życia, które z niej uchodziło. Chciały żyć. Ona też. Tam. Pod ziemią. Nawet  w tak zamknięte od zwykłych spraw miejsce – wdarło się cierpienie. Dlaczego ? Koteczka z nabrzmiałym brzuchem, szukająca schronienia dla malutkich, znalazła się w kopalni … Na ziemi tyle miejsca. Tyle…miejsca. I  nienawiści. Trucizny  by nie było żadnego kota.  Tam gdzie ludzie. Żadnego a co dopiero małych jęczących kociątek. Musiała szukać. Może pod schodami, w komórce, gdzieś w minimalnym zaciszu.
Otwarta przestrzeń jest wroga, na pewno bała się o dzieci. Przepędzili. Kot jest przecież fałszywy i  dziki. Tylko choroby roznosi. Musiała tak postanowić. Ryzykować. Jakoś przedostać się do windy, może pomału, ostrożnie jakoś zejść po linach. Pod ziemię. Cicho było. Urodziła. Górnicy zauważyli. Poszli tam. Martwa kotka, wychudzona jak szkielet. Trochę dalej  umorusane kociątka, dygocące i przerażone widokiem ludzi. Zaraz, a to ? Co jest ? Bezwładna kulka brudu. To nie kulka. Jedno  najsłabsze nie miało sił walczyć o dostęp do ciepłego sutka matki. A nawet jeśli przy nim trwało, był coraz bardziej pusty. Nie oddychało. Sprawdzili. Byli gotowi dmuchać powietrze w pyszczek. Ogrzać. Patrzyli. Na dwa stworzenia, które wyglądały jak szmatki do podłogi. Jak się znalazły tutaj pod ziemią? Poza światem? Obchodziła ich tam na dole, praca ciężka, wyczerpująca – ale widok nieszczęsnej kotki  na chwilę, dotknął ich serca. Wiedzą przecież, że kopalnia budzi trwogę. Każdy trochę się jej boi. Solidarnie ochraniają się nawzajem. Dlatego  mogą ją oswoić. A ona ? Mały, zbłąkany kot… Też musiała się bać jeszcze bardziej. Instynkt matki wziął górę. Chroniła jak mogła. Została tam, gdzie cicho. Niemożliwe by nie podchodziła do czyiś drzwi. Kotki czujące zbliżający się poród ryzykują wszystko. Bezdomna koteczka wkroczyła kiedyś do pielęgniarskiej dyżurki, rozejrzała się lękliwie i urodziła dzieci. W wersalce. Ta też musiała szukać. Z ilu miejsc została przepędzona? Koty są dzikie nie znaczy, że to stworzenie podobne do przedmiotu. Ile bezgranicznej odwagi musi mieć jakiś parchaty, zdaniem ludzi, kot, aby zejść w głąb czarnej dziury ? Kocięta miały jakieś cztery tygodnie. Tyle czasu karmiła je głodując. Może mniej. Gdyby umarła szybko, żadne przecież by nie przeżyło. Wzięli maluchy na ręce. Piszczały. Mieli tylko kanapki. Prawie wszyscy z podobnym menu. Ser plus pomidory. Podzielili się. Jadły łapczywie. Nawet dla kogoś, kto kotów nie lubi, kogo w ogóle nie interesują, ledwo żywe małe istnienie musi poruszyć bijące w człowieku serce. Uczuciem. Takim niespodziewanym, gdy widzisz blisko. I  dotkniesz. Zdziwieniem też, że ratowanie jakiegoś kota, którego życie od ciebie zależy, to chwila, jakiej nie zapomnisz. Lepiej smakuje niż obojętność. Górnicy zabrali sieroty do domu. Jeden z nich wybierał się do Krakowa z wizytą. Przyjechało małe z nimi. Do domu, gdzie niepodzielnie panował Pan kot. Przyjął. Bez negocjacji. Malizna zabłysła. Choć rezydent rządzi. Znaczy małe ma podziwiać mistrza. Czyli musi z zapartym tchem patrzeć jak stąpa po ogrodzie z miną ministra, poleguje w każdym miejscu domu jako naczelny administrator. Oraz  jak spogląda na panią z wyrzutem, że minęła już minuta, a ona wcale nie widzi…. Że. On. Właśnie przyszedł. Albowiem. Zdecydował się zjeść… Mała z kopalni podziwia. Wyśpią się potem razem w przyjaźni. I wszystko zaczyna się od początku. Na ziemi, w krzakach i piwnicach. Przy drodze też. Będą kolejne bezbronne kocie matki. I umierające kocięta. Ratowanie piękniejsze niż obojętność.  

***

Polecamy książki

Polecamy !!! Fantastyczne książki ! Prawdziwe historie, które czyta się z zapartym tchem i wielką ciekawością. „KOT BOB I JA” Bohater to człowiek, któremu nie brakuje kłopotów. Bezdomnemu kotu na wycieraczce też. Genialna lektura ! Warto podarować sobie przekonanie, że zwierzęta są zawsze wyjątkową wartością w naszym życiu. Kot Bob absolutnie zadziwia… Inne też. Choć, nie doczekały się książki.

„FILOZOF I WILK” to opowieść o 11 latach z wilkiem, w domu – a raczej z tym, co z niego zostawało z czasem… O spotkaniu ze stadem krów w Irlandii, wyciu na wykładach swojego właściciela, a najszczególniej o tym, ile nauczył go podobno dziki potwór. Pan jest wegetarianinem. Wilk też…

Rodzicom, NAUCZYCIELOM także , polecamy również rozwijającą empatię lekturę „ PIOTRUŚ KITA” o pewnych dzieciach, które dokuczały kotom na swoim osiedlu… Trafiająca do dzieci, które z pewnością zrozumieją przesłanie.

***

Męczeństwo Huskych

NIE ! NIE !! NIE !!!
Nie można już patrzeć. Nie można już znieść mordowania tych pięknych, wiernych, oddanych bezgranicznie człowiekowi istot.

Jeszcze dwa, pięć, sto zdjęć  duszonych, topionych czy zagłodzonych … husky patrzących w swoich katów samotnie. Skamlących od zadawanych ciosów, obwiązywanych pętlami, ciągniętych za samochodem. Kreatury. ANTYLUDZIE.
Gdzie jest kres piekła dla tych psów? W setkach wpisów do komputera? W sumieniu ściśniętym do granic gniewu?
Oprawcy mają nadprodukcję ofiar!!!! Hodowcy produkują. Prymitywy, z chęci zysku mnożą.
Modne psy. Gdyby zebrać energię zemsty jaką budzi każde doniesienie o kolejnym zakatowanym psie powstałaby ARMIA SPRAWIEDLIWYCH.
Ale nie powstanie. Niech się suczki szczenią… Nadprodukcja dla katów. Do dalszego mnożenia. I na widły. Na łańcuchy. Niech dogorywają tam albo  w schroniskach.
Do krwi ostatniej gryząc pręty więzienia. To pieniądze a nie psy !!!!! To nasza hańba i podła prawda o ludzkiej naturze. Mrocznej i nienasyconej.
Wszystko dla pieniędzy. WSZYSTKO. Obok uśmierconych, nieruchomych ciał, szkieletów w skórze, czuwa nasza bezsilność zamieniona w nienawiść. Chcemy ich dopaść. Ukarać. Okrucieństwo i nienawiść. Zła po równo.
NIE KUPUJ – ZAMIAST SZUKAĆ TYLKO ODWETU. NIE KUPUJ !!!!!!! HODOWCY… SĄ NIEWIDOMI. HUSKY JEDNORAZOWEGO UŻYTKU. Taśma okrucieństwa. Adoptuj. Ocalenie zamiast zemsty.

,, LEPIEJ ZAPALIĆ MALEŃKĄ ŚWIECZKĘ NIŻ ZŁORZECZYĆ CIEMNOŚCIOM ,, – Konfucjusz

To nie husky. To rasa męczenników.