Z pamiętnika inspektora KTOZ

Z pamiętnika inspektora relacjonują Joanna i Filip.

W dniu wczorajszym inspektorzy udali się na posesję, gdzie wg zgłoszenia miało przebywać wiele psów w bardzo złej kondycji, które nigdy nie są wyprowadzane na zewnątrz.
Na miejscu spotkaliśmy się z oburzeniem kobiety, będąca właścicielką rzeczonych zwierzaków – „przecież jej psy mają dobre warunki!”. Spytaliśmy więc, czy w takim razie może nam okazać zwierzęta i to, w jakich warunkach mieszkają. Nie wpuściła nas do domu. Oświadczyła, że w środku znajdują się dwa psy. Poprosiliśmy więc o ich pokazanie. Wyprowadziła je po kolei na smyczy.

Najpierw pokazała nam niewielkiego czarnego psiaka – około rocznego – informując nas, że jest to jedno z dzieci po suce, która mieszka w domu. Pies wyraźnie nie umiał chodzić na smyczy. Widać było, że energia go rozpiera, biegał w kółko, ciężko go było zatrzymać, a właścicielka ewidentnie nie umiała nad nim zapanować.
Potem wyprowadziła około dwu – trzyletnią sukę, która wyglądała jakby spędzała czas uwiązana w domu – przy szyi wisiał jej gruby sznur. Sunia pokryta była długą sierścią, stad też na pierwszy rzut oka, nie było widać jej znacznego wychudzenia. Dotknąwszy jej jednak, wyraźnie wyczuliśmy wystające żebra oraz kości miednicy. Na prawym udzie miała wyraźne wyłysienie.

Koło domu zauważyliśmy kojec, w całości prawie zarośnięty przez krzaki. W nim znajdowały się dwie budy, jedna całkowicie rozpadająca się, druga nieocieplona, w nieco lepszym stanie. W środku siedział pies – mocno wychudzony, wyraźnie było mu widać żebra.
W chlewie zamkniętych było 6 kolejnych psów. Wejście do środka było utrudnione – drzwi uchylały się tylko na 20-30 cm, a znajdujące się w nim psy, próbowały się wydostać przez szparę w drzwiach. To co zobaczyliśmy jednak, wystarczyło, żeby utwierdzić nas w przekonaniu, ze to, co pani uważa za dobre warunki, woła o pomstę do nieba. Chlew był praktycznie pozbawiony dostępu światła (jedno małe okienko wewnątrz było częściowo zasłonięte). W środku panował ogromny bałagan – wśród góry odchodów walały się stare narzędzia i śmieci. Smród jaki tam panował, skutecznie zachęcał do opuszczenia pomieszczenia.
Stan dwóch wychudzonych psów, a także warunki, w jakich przyszło mieszkać reszcie zwierzaków, wpłynęły na naszą decyzję o natychmiastowym odbiorze. Z racji tego, że właścicielka absolutnie nie wyrażała na to zgody, poprosiliśmy o asystę Policji.

Czekając na ich przyjazd, skontaktowaliśmy się z lokalnym Urzędem Gminy, z którym ustaliliśmy, że wezmą pod opiekę część psów, a my przejmiemy dwa wychudzone. Pani z Urzędu Gminy chciała jednak znać dokładną liczbę psów, którą mieliby przejąć. Ponieważ nie byliśmy pewni czy właścicielka pokazała nam wszystkie zwierzęta, ustaliliśmy z gminą, że ze szczegółami wrócimy po przyjeździe patrolu Policji.
Kiedy pojawił się patrol, wreszcie zostaliśmy wpuszczeni do domu.
Tam, w jednym z pomieszczeń, znaleźliśmy kolejnego psa. Pokój, w którym przebywał, był mocno zagracony, stojącą w nim kanapę pokrywała gruba warstwa odchodów. Zapytaliśmy kobiety, gdzie mieszka suka, którą przyprowadziła nam wcześniej. Odpowiedziała, że właśnie tam.
Filip jednak zauważył, że w pokoju znajdują się kolejne drzwi.
Za nimi ukazał się nam przedsionek – zagracony przez śmieci i rupiecie, również gęsto zasłany odchodami. Tam mieszkała wspomniana wcześniej suczka. Zapach moczu unoszący się w obu pomieszczeniach, ponownie zniechęcał do dłuższego w nich przebywania.

Poinformowaliśmy więc gminę, ze ostatecznie oni mają przejąć siedem psów, a my dwa najbardziej wychudzone.
W odpowiedzi usłyszeliśmy, że gmina ma bardzo ograniczony budżet. Pani zasugerowała, żeby psy pozostały na posesji jeszcze 3 dni, aby Powiatowy Inspektorat Weterynarii ocenił czy ich stan kwalifikuje je do odbioru. Ponieważ pozostawienie zwierząt w tych warunkach poważnie zagrażało ich zdrowiu lub życiu, absolutnie nie wyraziliśmy na to zgody.

Po około półtorej godziny przyjechali przedstawiciele schroniska, z którą ta konkretna gmina ma podpisaną umowę.
Zachowanie psów uwolnionych z chlewika podczas pakowania ich do samochodów, jednoznacznie świadczyło o tym, że nigdy nie opuszczały pomieszczenia, w którym do tej pory mieszkały.
Były przerażone, piszczały, biedne wpadły w histerię. Pojechały do lokalnego schroniska.
Będziemy monitorować ich stan.

Dwa wychudzone – samiec i samica trafiły pod opiekę KTOZ i zostały odwiezione do hotelu dla zwierząt na nasz koszt.

Właścicielce zwierząt zakładamy sprawę.