Z pamiętnika inspektora, relacjonują Adam i Monika.

Kwiatki kwitną, płotek bieleje, studnia uroczo pomalowana, na drzwiach wisi dekoracyjny wianek… Wiejsko, czarodziejsko, sielsko i anielsko… Aż sprawdzamy adres – nie chce być inaczej: to tu, tu, w tym wdzięcznym anturażu ma być podobno bardzo zaniedbany pies.

Jak na zawołanie zza płotu, z odgrodzonego spłachetka trawnika dobiega nas rozpaczliwe nieco szczekanie – „heeej, tu jestem, heeej mieszkam tutaj i pilnuję” – pies (chyba….?) tkwi przy furtce i nawet ja, nijak nie spokrewniony z sokołami widzę, że zgłoszenie nie było bezpodstawne. Gdyby nie różowość wnętrza paszczy ukazywana przy poszczekiwaniu odróżnienie przodu od tyłu stworzenia nie byłoby łatwe – wszystko jest równiutko sfilcowane, brudne, skołtunione, pozlepiane, skapcaniałe i bynajmniej nie urokliwe.

Wchodzimy na posesję, wspinamy się po paru schodkach na ganek, dzwonimy i pukamy do drzwi, nawołujemy…i nic. A pies tkwi w miejscu jak żona Lota. Uwięzi żadnej nie widać, a pies siedzi w plamie słońca, otoczony malowniczo zestawem kości i nie drgnie, jedyne ruchy to te paszczą.

Intrygujące, podchodzimy więc bliżej i voila! – zagadka rozwiązana.

Pies się nie rusza, bo ruszyć się nie da rady – jest przypięty łańcuchem do kawałka betonu znajdującego się poza ogrodzeniem, a łańcucha starczyło akurat na tyle, że ktoś bidaka przeprowadził przez furtkę na ogrodzony spłachetek trawnika po czym tę furtkę sprytnie zamknął – tak, że pies był w stanie zrobić może ze dwa kroki wte i wewte. O tym, że zamknięcie takie nie mogło być przypadkowym splotem nieszczęśliwych okoliczności świadczył fakt zabezpieczenia furtki solidnym sznurkiem.

Nadal nawołujemy z nadzieją, że objawi się jakiś mieszkaniec tego uroczego domku z kwiatkami, wiankami i malowaną studnią – ale nie, o tej porze najwyraźniej jest tu tylko ten biedny więzień przytroczony do furtki jak wianek do drzwi wejściowych. Więzień ma budę, nawet całkiem przyzwoitą, z łańcuchem przepisowej długości, ma też – pusty, co prawda, garnek na wodę. Byłoby prawie cudnie, gdyby pies miał dostęp do tych dobroci, ale nie ma na ich osiągnięcie najmniejszej szansy tkwiąc za furtką na trzydziestocentymetrowej uwięzi. Może sobie zrobić tylko dwa nieduże kroczki w prawo i dwa nieduże kroczki w lewo.

Wobec zastanej sytuacji i braku na miejscu właścicieli decydujemy się na wezwanie asysty policji. . Więźniowi przynosimy jeszcze michę z wodą – chłepce ją zapamiętale do końca.

Po jakiejś godzinie pojawia się kobieta, podchodzi do furtki, do której przytroczony jest pies, otwiera ją i uwalnia psa.

Po dobrej chwili zaczynamy rozmawiać.

Tak, mieszka tutaj, ale pies należy do jej syna. Zadzwonić do niego nie może bo ten jest w pracy. Nie wie jak psu udało się wejść za furtkę (zawiązując ją przy tym sznurkiem), garnek z wodą pies przewrócił – bo zawsze tak robi. Pies ma zaniedbaną sierść? Przecież wnuczka niedawno go kąpała, no, jakiś miesiąc temu. Pies ma materace ze sfilcowanego futra? No bo on lubi się tarzać, ale żeby zaraz materace….? Nie przesadzajmy, niczego takiego nikt nie zauważył. Pani dostała psa, kiedy był jeszcze szczeniakiem, taką miłą puchatą kulką, ale potem – bezczelnie! – jakoś się rozrósł nadmiernie, łamiąc chyba postanowienia jakiejś umowy, wszak miał być tą miłą, malutką puchatą kulką już na zawsze.

Dowiedzieliśmy się jeszcze, że kiedyś pies urwał się z łańcucha i pani musiała po niego jechać aż na Śląsk – kolejne kłopoty, kto to widział. Pies – oczywiście – chodzi na spacery, wnuczka go bierze, ale niewychowany jest, ciągnie straszcie. A ile lat ma pies? Chyba pięć, ale może jednak trzy… To może wiek jest zapisany na zaświadczeniu o szczepieniu? Szczepienia? Jest zaszczepiony, na pewno jest, ale nie wiadomo gdzie szukać tego papiera od szczepienia.

Imię psa? Ano syn go ochrzcił wdzięcznym imieniem Putin. Pytamy czy to w związku z tym imieniem pies jest traktowany jak największy zbrodniarz. Jak zbrodniarz…? Przecież ten pies wszystko ma, proszę – pani zaraz da mu kabanosa. Choć tak naprawdę to pani wcale psów nie lubi.

No to mamy jasny obraz sytuacji: do domu trafiła mała puchata kulka, nałgała przy tym jak – za przeproszeniem – pies, że nie urośnie, po czym złośliwie rozrosła się do kilkunastu kilogramów; rozrośnięta zaś nie wiedzieć czemu nie okazuje na spacerach dobrych manier tylko ciągnie jak szalona – całkiem jakby się złośliwie cieszyła poznawaniem świata innego niż ten dostępny na długość łańcucha. No i jeszcze to dzikie tarzanie, przez które z futra robią się materace, choć nikt ich nie widział dopóki się nie pojawiliśmy…

Nie chcemy zostawiać psa w tym miejscu, nie wierzymy, że będzie miał tu choćby Wystarczająco Dobre Psie Życie. Putin jedzie z nami. W nowe życie wkracza różowy i golutki – lekarze uznali, że trzeba tych dredów, kołtunów i materaców pozbyć się radykalnie. Futro odrośnie, a pies jest fajnym, przyjaznym stworzeniem z promiennym uśmiechem – ochrzciliśmy go więc Promykiem.

Szukamy wspaniałego, nowego domu dla Promyka! Osoby chętne zaadoptować bohatera tej opowieści, prosimy o kontakt z biurem KTOZ ☎️124294361.