Z pamiętnika inspektora relacjonują Adam i Marzena

Polska – kraj w środku Europy.
Setki lat tzw. cywilizacji.
I niekończąca się historia – zima, mróz, brak schronienia, cierpiące zwierzę gdzieś koło domu.
Tym razem jedziemy do niewielkiej wioseczki na południe od Krakowa – jest malowniczo, pagórki pokryte białym puchem, drzewa w bieli, urokliwa chata z bali, starannie odśnieżone wejście, pranie schnące na mrozie, zaiste – wiejsko i czarodziejsko.
Byłoby, gdyby nie jeden drobny, acz dramatyczny akcent – akcent ma cztery łapy i upięty jest na łańcuchu zdolnym utrzymać rozszalałego byka.
Nikt tu nie oszczędza na żelazie.
Akcent unosi głowę i spogląda na nas – taaaa, możemy się przyjrzeć i ocenić zagrożenie, możemy się przekonać, że bestią jest przerażającą: wzbudza strach tak wielki, że nie wystarczyło upiąć go na łańcuchu, ale trzeba mu było jeszcze założyć na szyję zamiast obroży – dwie pętle z tegoż łańcucha….
Tak, nikt tu na żelazie nie oszczędza, zwłaszcza gdy trzeba poskromić bestię, alias akcenta dramatycznego, który swoim jestestwem niweluje wiejskość – czarodziejskość.
Akcent waży pewnie z 5 kg.
Jest wychudzony i poczochrany, nie lepiej wygląda buda akcenta – właściwie wygląda tak, jakby ze wstydu sama chciała zapaść się pod ziemię.
Akcent – choć niewielkich jest rozmiarów – gdyby zechciał skorzystać z jej dobrodziejstw musiałby się do niej wczołgiwać; choć w sumie nie wiadomo po co miałby to robić, bo za podłogę robi tam śnieg i ziemia.
Postawieni wobec takich zaobserwowanych i doskonale widocznych z drogi faktów nie możemy podjąć innej decyzji – psa z tego miejsca zabieramy natychmiast.
Pukamy zatem do drzwi domu – pojawia się kobieta, która oznajmia, że pies należy do jej brata, ale jego akurat nie ma w domu. Na naszą prośbę pani dzwoni do brata, ale telefonu nikt nie odbiera.
Na miejsce wzywamy zatem Policję. Przyjeżdża patrol z dzielnicowym, więc wyjaśniamy jak wygląda sprawa i jakie podejmujemy kroki.
Okazuje się, że adres ten nie jest obcy funkcjonariuszom, bywali tutaj kilkukrotnie z nieco innych powodów, pytamy więc dlaczego podczas tych bytności nie zwrócili uwagi na psa i warunki w jakich przebywa.
Odpowiedź jest prosta – tamte zgłoszenia dotyczyły czego innego, więc pies nikogo NIE INTERESOWAŁ. Jasne.
Powołując się w rozmowie z państwem funkcjonariuszami na zapisy Ustawy o Ochronie Zwierząt czujemy się jak kosmici. Jakby ta ustawa nie była obowiązującym aktem prawnym.
Jakby jej przestrzeganie nie powinno być egzekwowane przez stróżów prawa. Rzecz się dzieje naprawdę blisko Krakowa, miasta królów polskich, w cywilizowanym podobno kraju w środku Europy.
Cóż, zabieramy się za zabezpieczenie psa – okazuje się, że maluszek lubi pokazać zęby, wszak obsadzono go w roli bestii, kłapie więc paszczą przy uwalnianiu go z łańcucha i przy wprowadzaniu go do kennela, ale w kennelu rozluźnia się jak aktor po spektaklu.
Znajduje w nim miły, polarowy kocyk i bez żalu porzuca rolę bestii – wyciąga się w ciepełku i napawa się niebywałym i niespodziewanym luksusem.
I to jest ten moment, który uwielbiam w tej pracy.
Ta chwila, kiedy pies zaczyna podejrzewać, że ma szansę na życie bez cierpienia.
Dowiadujemy się jeszcze, że piesek ma na imię Ciapek, ale po drodze wymyślamy mu nowe imię – Dramat.
Trochę ze względu na dramatyczne życie, które prowadził, trochę ze względu na brawurowo odgrywaną rolę bestii trzymanej na kotwicznym łańcuchu, a trochę z racji jego – zaniedbanej, acz mającej w sobie coś szlachetnego i artystycznego – urody.
Na razie musimy sprawę ogarnąć formalnie, ale w sumie… pełni nadziei otwieramy już listę kolejkową.